|
|
Historia kabaretu: rok szkolny 2001/2002
Nowy rok szkolny powitał nowy zespół Kabaretu próbami nowego spektaklu "Love - czyli trochę wiosny jesienią". Tekst, odpowiednio zaadaptowany do składu osobowego oraz w kilku miejscach zmieniony (dodana np. narracja), oparty był na tekście Władysława Sikory z Kabaretu Potem. Ponieważ nie widziałem tego przedstawienia, muzykę musiałem dopisać sam.
Praca z nowym zespołem jest trudniejsza, zwłaszcza, że pracuje się z większą grupą o różnych zdolnościach i możliwościach artystycznych. Mimo to przyświeca mi kolejne motto naszego Kabaretu "śmieszyć każdy może" i dlatego tym, którym przychodzą oczekiwane efekty trudniej, poświęcam więcej czasu i uwagi. Każdy może zrezygnować kiedy chce (jak na przykład Aldona, Milena czy Dagmara po pierwszym swoim występie) i nikt nie ma do niego o to żadnych pretensji. To niezłomna zasada Kabaretu. Chcesz, więc jesteś ale również wiesz, że jesteś potrzebny i masz swoje miejsce w Kabarecie bez względu na odgrywaną rolę, czasem nawet całkiem epizodyczną, jak na przykład Marcin Wywioł - kolejny amator zabawy w Kabaret.
Spektakl "Love, czyli trochę wiosny jesienią" został dotychczas wystawiony pięciokrotnie - to absolutny rekord. Pierwszy raz na akademii w Dniu Edukacji Narodowej (12 października 2001). Drugi raz - 22 października 2001 - dla tych, którzy nie mieli okazji obejrzeć tego przedstawienia wcześniej (szczególnie rodziców - bawili się do łez). Trzeci - jako część artystyczna wręczenia nagród w Chorzowskiej Olimpiadzie Matematycznej dla Szkół Średnich. Czwarty - w czasie imprezy mikołajkowej dla dzieci z Domu Dziecka (8 grudnia 2001 r). Wreszcie piąty - w czasie Dni Otwartych Szkoły (12 grudnia 2001).
Kolejne powtórki przeplatają się już z próbami do kolejnego programu "Między bajką, a bajką", opartego już w sporej części na tekstach własnych.
Marta i Iwona w dalszym ciągu zamierzają zrealizować swój pomysł jeszcze sprzed wakacji - program zawierający najśmieszniejsze fragmenty dotychczasowych spektakli w wykonaniu dawnego zespołu. Bo dla nich Kabaret to:
Marta: Zacznę chyba od tego, że dla mnie nasz kabaret nigdy nie był jedynie zabawą, właściwie zabawy było w tym wszystkim najmniej. To była praca, sprawdzian możliwości i nie przesadzę wiele, jeśli stwierdzę, że w tamtym czasie to było całe moje życie. Być może dla niektórych zabrzmi to banalnie - jeśli tak, to chyba nigdy w nic nie angażowali się tak mocno, tak na sto procent, tak aż do bólu. Każdą jego krytykę brałam zawsze bardzo personalnie głęboko do siebie. To tak jakby ktoś mnie spoliczkował, podniósł rękę na kogoś mi bliskiego, obraził. Takie myślenie rodziło najczęściej śmiech lub pobłażanie ze strony innych ludzi czy nawet ekipy z kabaretu. Cóż, nie będę ukrywać, że zbyt mocno brałam wszystko do siebie, ale także zbyt mocno byłam związana ze sprawą żeby tak nie reagować. Na początku użyłam określenia "nasz" kabaret, ale tak naprawdę to odkąd pamiętam myślałam o nim jak o "moim" kabarecie.
Nie, nie chodzi o to, że chciałam w nim przewodzić - wręcz przeciwnie, na tym miejscu widziałam od zawsze naszego nieocenionego dyrektora Piętkę. "Mój" dlatego, że to był taki mój mały skarb, coś co między innymi sama wskrzesiłam do życia i patrzyłam jak się rozwija. Przez cały okres szkoły, nie było przedmiotu, który porywałby mnie tak bez reszty jak on - kabaret. Dla mnie próby mogły trwać godzinami nawet kosztem nauki ( tu powinno mnie zacząć ścigać surowe spojrzenie dyrektora i jego stała maksyma, że nauka powinna być zawsze na pierwszym miejscu ). Te dwa lata przeminęły jak, chciałoby się powiedzieć, z wiatrem. Mój mały kabaret, moje dziecko stoi przed kolejnym etapem w swoim życiu, w który wkracza, ale już beze mnie tylko z nowymi rodzicami. Muszę pozwolić mu odejść i dopingować do tego, by sam rozwinął skrzydła. Przyznaję, jest to dla mnie trudny moment, bo nie umiem pogodzić się z tym, że odtąd nie będę już niezastąpiona tylko drugoplanowa.
To były piękne dwa lata, więc tym trudniej odchodzi się do lamusa - księgi wspomnień.
Iwona: Każdy chce być sławny, zwłaszcza w liceum. Nie o przyszłości myślę, ale wszyscy z moich znajomych ze szkoły starali się jakoś zaistnieć. Przy pomocy dobrych ocen, pomagania w organizacji czegoś tam, różnie. Czasami tworząc kabaret. Miał on przynieść spełnienie dziecinnych marzeń o scenie i przyniósł. Wszyscy z nas, którzy się w to zaangażowali, chcieli i potrafili to robić. Pierwsze próby były ściśle związane z walką ze sobą, z koniecznością przełamania się, doborem ról, nauką tekstów na pamięć, wizją pierwszego przedstawienia naszego kabaretu pod nazwą Kabaret na 3/4. Tym razem mieliśmy wystąpić nie jako klasa, ale jako nowa, zupełnie z nią nie związana formacja. Odtąd zaczęła się praca z ludźmi, którzy naprawdę tego chcieli, których nie trzeba było zmuszać do grania w przypadku braku obsady. Pierwsze przedstawienie, największa trema, spoglądanie zza kurtyny by przekonać się ilu przyszło widzów ( oprócz oczywiście wiernych rodziców ).
Nie za wielu ich było, popełniony błąd w reklamie, nigdy nie powtórzony. Sukces, śmiech ze strony widowni, radość z udanego przedstawienia za kurtyną. Po spektaklu pytanie od opiekuna i reżysera : Czy chcecie kontynuować to dalej? I odpowiedź dla nas oczywista : Tak! Dalsze przedstawienia zawsze związane z sukcesem, oprócz jednego, zagranego poza przyjazną nam szkołą. Pełni nadziei na kolejny sukces poszliśmy na przegląd młodzieżowych kabaretów, nie osiągnęliśmy sukcesu, wręcz przeciwnie, nikt z nas nie słyszał za wiele śmiechów z widowni, to utarło nam nosa. Okazało się, że nie dla wszystkich jesteśmy tak wspaniali jak dla naszej szkoły. Później graliśmy dalej, aż do ostatniego przedstawienia dla nas - starej kadry, do wystawienia "Medei" według Jeremiego Przybory. Ostatni sukces pierwszego składu kabaretu, ale nie tylko, bo i pierwszy sukces kontynuatorów. Puściliśmy nasz kabaret na nowe wody, z nową załogą, może jeszcze kiedyś popłyniemy tym statkiem, ale raczej już nie w pełnym składzie.
Myślę jednak, że każdy z nas życzy kabaretowi wypłynięcia na szerokie wody i dotarcia do najdalszego z wszystkich portów.
Pojawiające się nowe teksty i programy to nadzieja, że Kabaret będzie bawił dalej. Każdy zrealizowany spektakl, to bodziec do przygotowania następnego bo: "Kabaret musi trwać", nawet wtedy, gdy życie przerasta kabaret.
Kabaret na 3/4 w nieco okrojonym składzie zainicjował w marcu 2002 roku, wyjazdem do Wilna, swoje zagraniczne wojaże. Zwiedzanie tego pięknego miasta było fragmentem programu wycieczki szkolnej klas IIf i IIId na Litwę. Głównym celem wycieczki było nawiązanie stosunków partnerskich między naszym liceum i polska szkołą (im. Jana Pawła II) w Wilnie. Występ Kabaretu stanowił część artystyczną tego spotkania. Kabaret przedstawił krótki program, na który złożyły się fragmenty wcześniejszych naszych przedstawień. Obsadę aktorską w czasie tego występu stanowili - Karolina Siedlaczek, Kasia Wojciechowska, Sabina Wojtowicz, Nikodem Klasik oraz Szymek Ciężkowski (uczniowie wymienionych klas IIf i IIID). Przeraźliwe zimno, jakie panowało w auli szkoły (władze miejskie Wilna zarządziły wyłączenie kaloryferów) oraz zrozumiała trema spowodowała, że tradycyjna piosenka Kabaretu rozpoczynająca program zabrzmiała tak poważnie jak hymn państwowy. Ilustruje to poniższe zdjęcie:
Na szczęście dalszy występ przebiegał już w normalnej tj. radosnej atmosferze. Że się spodobał świadczyły o tym salwy śmiechu w trakcie i długie oklaski po. Obserwując przedłużające się pożegnania przed wyjazdem odnoszę wrażenie, że powstały w Wilnie liczne fan-cluby aktorów Kabaretu.
Kończąc kolejny rok szkolny Kabaret wystąpił z krótkim programem, złożonym z fragmentów poprzednich przedstawień w czasie uroczystości otwarcia sali im. Juliusza Słowackiego w szkole. Na zdjęciu Kasia i Nikodem podczas romantycznego spotkania.
|
|
|